wtorek, 10 listopada 2009

Afrykańska rzeczywistość





Tym razem chcę Wam pokazać troszkę prawdziwego życia Afrykańskiego. Otóż na zdjęciu wyżej widzicie mój domek. Oczywiście musiałam go budować sama, no z pomocą Ewy. Budowa takiej posiadłości zajęła nam kilka miesięcy. Najpierw trzeba znaleźć odpowiednie miejsce. Z tym nie jest tu problem, bo powierzchni pod zabudowę duuuuuuuuuuuużo. Jest ona jednak zarośnięta krzaczorami i drzewami buszowymi. Pierwszy etap budowy nazywa się - karczowanie terenu. Po uprzednim usunięciu największych zielonych elementów architektury krajobrazu można przejść do wypalania najmniejszych. I tak jak Afrykańczycy wypalają kawałek buszu, przygotowując teren tak też uczyniłyśmy (dobrze, że organizacje ekologiczne nie dotarły tu jeszcze, bo gdzie mieszkałybyśmy wtedy?) Następny etap to poszukiwanie ciulu – często kilkumetrowych kopców zbudowanych przez termity. Są one bardzo twarde i przydaje się tu kilof. Kiedy pogrzebie się w takim kopcu można znaleźć glinę, z której następnie lepi się cegły. Cegły, aby stały się twarde wypalane są w specjalnie zbudowanych piecach. Kiedy zatem ja budowałam chatkę Ewa wybrała się na poszukiwanie materiału do pokrycia dachu. Zajęło jej to cały dzień, gdyż wysoka buszowa trawa, która się do tego nadaje rośnie na terenach położonych na obrzeżach Mansy. Dobrze, że Pan zesłał pomoc. W budowaniu naszej willi pomogli sąsiedzi z naszego osiedla (oczywiście trzeba było przygotować jedzenie, bo tylko, dlatego nam pomogli. Bez jedzenia w Afryce nie ma pomocy, nie ma spotkania, uroczystości. Jest to podstawa). W projekcie domu miałyśmy 3 pokoje, kuchnię. Niestety brakło miejsca na trzeci pokój. Ewentualni goście będą spać w pokoju „Pod chmurką” lub w insace – takiej altance, w której przyjmuje się gości, gotuje w porze suchej. Dzięki pomocy sąsiedzkiej dom zbudowałyśmy w jeden dzień. Co z łazienką? Postawiłyśmy na inkulturyzację i łazienkę mamy oddzielnie, poza naszą chałupką. To, co widzicie obok domku jest właśnie jej częścią, służącą do kąpieli. Oczywiście wcześniej trzeba sobie przynieść wody, bo brakło funduszy na hydraulikę. No cóż!!! Jeśli chodzi o WC to jest niewielki i też poza domkiem Nie wypada pokazywać w tym wypadku zdjęcia. I tak sobie żyjemy w naszym małym M2. Teraz już wiecie jak buduje się afrykańskie domy. Kiedy znudzimy się naszą chatką, kiedy pomrzemy albo wyprowadzimy się do innego miasta lub potrzebny będzie większy dom bo nasza rodzina powiększy się o nowych wolontariuszy nasz dobytek opustoszeje, by potem zamienić się w ruinę, która jest wkomponowana w krajobraz afrykański.
Apropo ewentualnych gości…Odwiedziłyśmy ostatnio Emigration Office w Mansie. Wszystko szło dobrze, dopóki nie przyszedł tradycyjny afrykański urzędnik, co to się chce doczepić do czegoś. Tak sobie myślę, że jest to chyba cecha już typowo urzędnicza, na całym świecie. No, w każdym razie 27 października kończyła nam się miesięczna wiza turystyczna, którą otrzymałyśmy na lotnisku (koszt 50$). Wizę turystyczną można przedłużyć oficjalnie 3 razy (wyjątek stanowi tu np. siostra Mora, której przedłużono 4 razy, a co tam). My w oczekiwaniu na work permit, stawiłyśmy się w biurze w celu przedłużenia naszej wizy turystycznej. I kiedy właśnie jeden z przesympatycznych, młodych urzędników (po zapoznaniu się z naszą sytuacją, że nie jesteśmy siostrami a wolontariuszkami, pracujemy z dziećmi, czekamy na work permit, po powrocie do Polski planujemy wyjść za mąż – oczywiście padła tu propozycja zambijskiego męża, ze strony urzędnika) chciał wbić pieczątki w drzwiach stanął jego przełożony. O siostra, to dobrze, bo mamy problem! – powiedział z uśmiecham na twarzy. Te Panie wpisane są jako świeccy misjonarze (tydzień po przyjeździe odbył się spis obcej ludności w Mansie i siostra wpisała nas jako misjonarki a nie turystki), mają, zatem złą wizę. Powinny mieć biznesową jak NGO (która notabene jest dużo droższa). Zgodnie z procedurą od jutra te Panie są nielegalnie w Zambii i możemy je zamknąć. Ja w tym czasie obserwowałam dokładnie pokój urzędniczy. Moją uwagę przykuły pozrywane zasłony w oknach, metalowe szafki zamknięte na długi stalowy pręt oraz plakaty z tematami antykorupcyjnymi. Wszystkie te obrazy w połączeniu ze świadomością spędzenia kilku miesięcy w afrykańskim więzieniu a następnie deportacji do kraju sprawiły, że omal nie wybuchnęłam śmiechem. Siostra próbowała wytłumaczyć, że do tej pory w ten sposób załatwiała sprawę wiz wolontariuszy i wszystko było dobrze, urzędnik powtarzał, że powinna być wiza biznesowa. I tak wkoło Macieju. Rozmowy przerwała cisza po pytaniu siostry To co dalej? Urzędnik chwilę zastanawiał się i doszedł do wniosku, że tym razem zlituje się nad dwiema muzungu. Kazał podwładnemu przedłużyć pobyt na kolejny miesiąc. Siostra, no cóż w celu podtrzymywania dobrych stosunków (Afrykańczycy nie lubią, jak się im sprzeciwia) podziękowała i zaprosiła urzędnika na kawę do naszej misji.
Na szczęście już jutro jedziemy odebrać work permit do stolicy. Podobno są już gotowe, ale kto tam wie…To Afryka.
Następnym razem opiszę przygodę w buszu. Poznacie kawałek afrykańskiej służby zdrowia.

PS. U nas wielkimi krokami zbliża się pora deszczowa. Pierwsze opady już za nami. Dzieciaki mówią, że w listopadzie i grudniu będzie tylko padać i padać. W przedszkolu przygotowujemy koncert świąteczny dla rodziców. Udało mi się już nauczyć moją grupę piosenek a teraz pracuję z dwoma grupami nad tańcami. Zobaczymy co z tego będzie.
Łukaszu, wszystkiego najlepszego z okazji Twoich ….urodzin. Obyś odnalazł to, czego szukasz, niech ten okres pustyni zaowocuje oazą na Twojej drodze życia. Życzenia miałam wysłać smsem ale telefon mi się rozleciał i wszystkie kontakty zapisane w nim przepadły. Ściskam!!!

PS. Jestem w stolicy, mam już work permit ważny na dwa lata, wiec nie muszę wracac za szybko. Podczas naszej nieobecności w Mansie przeszła ogromna burza i pozrywało nam dachy na naszych budynkach. No cóż pozostaje nam wrócić do MAnsy dopiero w kolejnej porze suchej

2 komentarze:

  1. Kochana Ty to tam sie zycia uczysz.to jak juz podstawy budownictwa masz to wpisz mnie na liste.4 pokoje z tarasem (lazienka w srodku:)).
    podziwiam Cie Kasia.odwaga w Tobie i wiara wielka.jak tylko Ewa dala mi adres Twojego Bloga sprawdzam czesto gesto co nowego u Ciebie.ladnie piszesz o Zambii ale zycia nie maja tam takiego "ladnego".uwazaj na tych urzednikow.jak cos paczke wysle ;).pozdrawiam i sciskam mocno.uwazaj na siebie muzungu

    OdpowiedzUsuń