piątek, 5 lutego 2010

Chciałam wrzucić kilka zdjec ale tego już nie udalo mi sie zrobić!!!

Internet

Przepraszam za opóźnienia ale internet jest iście afrykański. Idzie panono, panono czyli bardzo powoli. Juz od 5 dni probuje wrzucic cokolwiek na bloga czy odpisac na maile!!!!
Witajcie,
Cieszę się bardzo, że zauważyliście moją ostatnią nieobecność na blogu, znaczy, że czytacie. Teraz przynajmniej wiecie jak się czuję jak wy nie piszecie maili czy komentarzy. W sumie to dlaczego tylko ja mam się starać
No dobrze od początku. Ostatnio pisałam o Nowym Roku i kolejnych rekolekcjach milczenia na placówce Otóż, kiedy tylko siostry wyjechały zaczęło się urwanie głowy. Tu ktoś pyta o egzaminy klas 7, tam chcą płacić za mundurki, nauczycielki z przedszkola wołają śniadanie, w szkole nauczyciele potrzebują jakieś listy, o których nawet nie słyszałam. A wszystko to komunikują w bemba, z którego znam tylko 7 słów. O ludzie, to był bardzo pracowity tydzień, już nawet nie chodziłam tylko biegałam po naszej posesji. Kiedy wykończona padałam wieczorem na łóżko dziękowałam Bogu, że to tylko tydzień z mojej kariery przełożonej konwentu. Pracowitość jednak popłaca. W piątek telefon – „Pierz ubrania i pakuj się lecisz do Kenii”. To wszystko, co powiedziała siostra Zofia. Myślałam, że chociaż po Jej przyjeździe dowiem się czegoś więcej, ale siostra nie mogła otworzyć maila i w sumie to do samego końca była to dla mnie wielka niespodzianka. Teraz znacie już przyczynę mojego milczenia. Jest nią prawie dwutygodniowa nieobecność w Mansie. I nie myślcie sobie, że to były wakacje!!!! To był „wyjazd – właściwie to wylot służbowy” i to prawie zupełnie darmowy Kosztował mnie tylko wizę 20$ no i drobne zakupy w Kenii
Jakoś tak Pan wszystko zorganizował, by ustrzec mnie przed transportem publicznym. Do Lusaki dotarłam z księdzem Michałem, który akurat jechał a wróciłam z księdzem Cześkiem, który akurat wracał. Co prawda w drodze powrotnej zajęłam miejsce jednego z księży, który niespodziewanie zachorował nagle na malarię, ale to już nie moja zasługa W ogóle śmieję się ostatnio, ze jestem wybrana przez Pana. W Lusace strasznie pogryzły mnie moskity. Miałam chyba z 500 kropek na obu nogach. Byłam pewna malarii ale na razie Bóg daje zdrowie
Kenia. Ta niespodzianka w Nairobi to spotkanie poświęcone wolontariatowi w Afryce. W meetingu uczestniczyli wolontariusze i księża misjonarze m.in. z Angoli, Zambii, Zimbabwe, Ghany, Sudanu czy RPA. Myślę, że ważne miejsce zajmowali lokalni księża pracujący z salezjanami na placówkach misyjnych. W spotkaniu wzięło udział dwóch lokalnych wolontariuszy, w tym jeden z Zambii, który zna wiele słów po polsku. Śmieliśmy się zatem, że Patric jest w połowie polskim wolontariuszem. Jeżeli chodzi o polską ekipę to Piotr reprezentował Zimbabwe (jest z mojej formacji), Lucyna i ja Zambię a Andrzej, którego poznałam na miejscu, bo jest z ośrodka krakowskiego – Ghanę. Oczywiście był też Polak reprezentujący Rzym czyli ks. Stanisław Rafałko. Na program spotkania składały się konferencję z zakresu charyzmatu salezjańskiego czy ewangelizacji. Niektóre tematy bardzo znane, niektóre ciekawe inne nudne na tyle że można książkę skończyć – wiadomo jak to jest z konferencjami. Była również praca w grupach, która dawała możliwość bliżej komunikacji uczestnikom. Jakoś tak zawsze brakowało czasu na poruszenie wszystkich zagadnień, które nam dawano
Co mnie zaskoczyło? Dobre jedzenie, myślę, że udało mi się nadrobić 4 stracone w Mansie kilogramy, moja otwartość na innych zwłaszcza, że nadal nie śmigam w angielskim najlepiej – chociaż udało mi się nawet przygotować modlitwy wieczorne po angielsku obecność Kasi Wnuk w Nairobi – tutaj pragnę podziękować za przemiłe przyjęcie i przenocowanie nas, wyposażenie mnie w nowe kolczyki, i imprezę pożegnalną po której chorowałam cały dzień. Byłam też zaskoczona pogodą. Było bardzo zimno jak na Afrykę. Pierwszy raz w Afryce udało mi się założyć skarpetki i to w ciągu dnia (nie mówię już o nocach, gdzie trzeba było ciepły koc wyciągnąć) i bluzę na długi rękaw.
Co mnie zszokowało? Muzyka amerykańska w taksówce w Kenii (u nas mamy wkoło zambijską, gdzie się nie ruszysz), że namówiono mnie do pocałowania żyrafy i to prawie z „języczkiem” co widać na załączonym obrazku, ale przede wszystkim rzeczywistość slumsów kenijskich. W drugim dniu wybraliśmy się na „wycieczkę” po slumsach. Widok straszny, aż trudno uwierzyć, że można żyć w takich warunkach. Nie będę opisywała w szczegółach wszystkich moich wrażeń i odczuć, bo przeżywałam już to wszystko raz i nie chcę wracać póki co. Byłą to jednak niezwykłą konfrontacja z rzeczywistościa opisywaną w książce „Siostra Emmanuelle”, którą właśnie czytam i polecam. Ta to musiała być nieźle „szurnięta” przez Bożą Łaskę.
Co mnie ucieszyło? Mam kolejnych znajomych w Malawii, Zambii czy Ghanie; komentarz że mam bardzo ładny głos jak śpiewam i tańczę lepiej jak niejedna Afrykanka (i to powiedział ksiądz Afrykańczyk!!!). W końcu całe spotkanie mówiłam wszystkim, że jestem Zambian from Mansa Największą radością było spotkanie z o. Pawłem po powrocie do Lusaki, który mimo zmęczenia ofiarował mi kilka cennych minut na rozmowę i żale.
Co mnie dręczyło? Tęsknota za dzieciakami i co niektórymi przyjaciółmi i to, że nie mogę wysłać tradycyjnie już wieczorem smsa do mojego przyjaciela czy do domu (zwłaszcza, że moja mamcia miała urodziny. Mamuś pamiętałam, tylko nie miałam jak wysłać Ci życzeń!!!!!)
Spotkanie, zatem uważam za udane, dało wiele radości, śmiechów szaleństw, zwłaszcza dwa dni spędzone w gronie typowo polskim. Można było też, choć trochę odpocząć i wypić kawę w jakimś cywilizowanym miejscu na mieście Udało się też zorganizować pierwszą polską Mszę Świętą w Afryce i to prawie multimedialną, ze względu na brak polskiego mszału, zobaczcie sami na zdjęciu. No cóż dobry misjonarz poradzi sobie w każdej sytuacji.
Czas jednak wracać już do opisywania codziennych obowiązków. Wróciłam do przedszkola i do oratorium. Wszyscy oczywiście pytali jak wycieczka i że bardzo się cieszą, że mnie widzą Nowe siostry sprawują się na razie na 5. Kongolijka, s. Godlive pracuje w Centrum i dobrze gotuje. Ma też niesamowite poczucie humoru i ciągle mi powtarza, że za mało jem. Sama jest 3 razy taka jak ja, nawet może 3,5. S. Anet – Zambijka- pomaga w przedszkolu i oratorium. Zwłaszcza w oratorium jest bardzo przydatna. Widać już pewne zmiany. Prowadzi formacje dla liderów, których mamy już chyba z 12, mają nawet swoje identyfikatory. Udaje nam się nawet od czasu do czasu wpaść z gromadą wrzeszczącej „kapenty” (tak nazywam dzieciaki, kapenta to malutkie suszone rybki) do Centrum i skorzystać z prawdziwego boiska do piłki. Mamy nawet zaproszenie by przychodzić częściej i korzystać z środków Centrum, tylko nie wiem czy father Michael o tym wszystkim wie
Pogoda? Już od kilku dni nie pada, i grzeje strasznie, że aż się wychodzić z domu nie chce. Tak, więc ledwo zipiąc czekam na infulę – deszcz.
Następnym razem napiszę za tydzień, bo mam tu teraz takie małe wyciszenie tygodniowe, co by myśli w głowie poukładać. Za dużo się dzieje wokół, za dużo pytań i sprzecznych informacji.
Zapomniałam napisać, że jedna z liderek Charity zauważyła ostatnio u mnie „białe” włosy. Tak więc siwych włosów coraz więcej. Już sama nie wiem, czy to od słońca czy ze stresu.
Korzystając z okazji składam życzenia urodzinowe Ewuni z Wańkowicza, która w lutym kończy dwadzieścia kilka lat. Ewuniu wiesz, czego ci życzę…tego pierścionka!!!!
Pamiętam o tych, którzy mają sesję i ferie. Tęsknie za Wami!!!!!!!

W nagrodę mam dla Was bajkę, którą ułożyła moja kochana Amelka z przedszkola w Olsztynie:
Dawno, dawno temu na biegunie mieszkał sobie w igloo z mamą i z tatą bałwanek, który miał na imię Mikołaj. Chciał bardzo pojechać do Afryki ale mama mówiła mu codziennie tak: "nie jedź do Afryki bo tam jest bardzo gorąco i możesz się rozpuścić". Ale Mikołaj był bardzo uparty i postanowił wymyślić jakiś sposób, żeby dojechać do tego gorącego kraju i się nie rozpuścić. Postanowił przepłynąć przez ogromny ocean w lodówce. I tak Mikołaj dzięki swojej pomysłowości zobaczył żyrafy, słonie i piasek na pustyni. Pozdrawiam Amelka.


Przesyłam tysiąc promieni słonecznych do zimowej Polski.