sobota, 28 sierpnia 2010

w Polsce

Cała i zdrowa dotarłam do Ojczyzny. Jak tylko sie urządzę wrzucę ostatni zapis z Mansy i cos nowego.
Dziękuję wszystkim, którzy pamiętali w modlitwie i trzymali kciuki.
To był ciężki ale i tez najpiękniejszy rok w moim życiu.
Dziękuję!

piątek, 13 sierpnia 2010

Bus is coming c.d.

Pisze tym razem z Chingoli co oznacza ze dotarlam. Smiejemu sie wszyscy, ze chyba pobilam rekord bo, droge ktora mozna pokonac w 4 godziny ja przebylam w dwa dni.
Wroce zatem do Kabwe. Nastepnego dnia z samego rana napisalam do Jeffa by zapytac jak sie maja moje sprawy. Jasnie Pan raczyl odezwac sie okolo 11, ze przekazal pieniadze kierowcy, ktory wraca do Lusaki. Od razu zadzwonilam do tego kierowcy by sie z nim umowic w Kabwe i zgadnijcie co on mi odpowiedzial...
- I just passed Kabwe (wlasnie oposcilem Kabwe).
To byl moment przez ktory zaczelam sie zastanawiac czy ja na pewno mam do czynienia z normalnymi ludzmi. Zaczelam krzyczec ze chyba jest glupi...i rozne inne takie...Odpowiedzial mi, iz to z Jeffem jest problem. Grzecznie juz stwierdzilam ze to firma powinna nazywac sie problem.
Kierowca zakomunikowal mi ze nie wie co dalej i ze musi skontaktowac sie z Jeffem. Ja tez napisalam do "mojego przyjaciela Jeffa" ze nie mam zamiaru jechac po pieniadze do Lusaki i czekam tylko do 14.
Godz 12.25 dzwoni Jeff - Autobus z Lusaki wlasnie wyruszyl i kierowca ma dla ciebie pieniadze.
Ok 14 pojawilam sie na tym samym przystanku busow na ktorym czekalam poprzedniego dnia 4 godziny. Autobus przyjechal.
Kierowca zakomunikowal,ze ma dla mnie kase od Jeffa ale ma tez wolne miejsce dla mnie w autobusie. Podziekowalam i stwierdzilam ze skorzystam ale nie za normalna cene. Kazano mi wsiasc i zaczekac.
Wsiadlam i zajelam miejsce, gdyz chetnych bylo bardzo duzo. Postanowilam powalczyc zeby mi troche pieniedzy oddali.
Sama podroz mijala bez wiekszych atrakcji az do moementu kiedy dotarlismy do Kitwe (ostatni przystanek przed Chingola, jakas godzina drogi).
No wiec w Kitwe kazano nam wysiasc i powiedziano ze autobus nigdzie nie jedzie dalej.
No adrenalina wskoczyla mi na najwyzszy poziom zdenerwowania, jaki mam zaprogramowany. Juz dawno mnie tak nikt nie doprowadzil do granic mojej anielskiej cierpliwosci, ktora rozwijalam przez caly rok tutaj. Co najlepsze 5 min wczesniej ten sam kierowca klamal mi w oczy ze jedziemy tym samym pksem do samego konca.
Pierwsze co zapytalam o moje pieniadze od Jeffa. Oczywisce driver zasmial sie ze przeciez mnie wzial, to pieniadze te sa za przejazd. Zaczelam na niego wrzeszczec i przeklinac po Polsku ze sa idiotami bo za dzien spoznienia biora ta sama cene. Wszystko jednak na darmo...Bylam sama w ciemny wieczor w Kitwe... Co ja biedna muzungu moglam zrobic, tylko ich wyzwac.
Ostatecznie wsadzono mnie do busa jadacego do Chingoli i zaplacono za moj przejazd.
Zrezygnowana i wkurzona na maksa wykrzyczalam tylko do ludzi w busie zeby nie korzystali z linii RK MOTORWAY BO TO OSZUSCI.
Cala i zdrowa dotarlam do mojego celu po dwoch dniach przebojow z transportem publicznym. Tak sie zastanawiam czy nie zostac bojownikiem ludu zambijskiego w walce o prawa konsumenckie - specjalizacja:transport publiczny!!!! Zobaczymy!!! Czeka mnie jeszcze droga powrotna.
Tym czasem Kuba, polski wolontariusz z Krakowa pokazuje mi fajne miejsca w Chingoli.
Do uslyszenia...
Wracam jutro do Lusaki wiec prosze o modlitwe w intencji spokojnej i bezpiecznej drogi!!!

wtorek, 10 sierpnia 2010

Bus is coming...

-O której przyjedzie autobus - to pytanie zadawane jest zawsze na stacji przez białych ludzi, którzy czekają na notorycznie spóźniające się PKsy.
- Bus is coming!! - odpowiadają wszyscy pracownicy.

Dzisiaj doświadczyłam co znaczy czekać na autobus. W niedzielę w drodze do Kabwe kupiłam od razu bilet na wtorek do Chingoli, żeby być pewną że będę miała miejsce. Wszystko poszło ładnie, bez problemu sprzedano mi wejściówkę. Wymieniliśmy się nawet numerami telefonów z pracownikiem firmy i ustaliliśmy że autobus będzie ok. 14.
We wtorek rano, ku mojemu zdziwieniu Jeff zadzwonił powiedzieć że wszystko ok i że tak jak ustalaliśmy będzie ok 14. Do południa udało mi się jeszcze zobaczyć kilka miejsc w Kabwe (m.in. bardzo ciężkie więzienie), poznać pozostałych współbraci o. Pawła i zjeść szybko lunch by zdążyć na autobus.
Chwilę po 14, kiedy z o. Pawłem "rozkoszowaliśmy" się hałasem i brudem stacji Pks Jeff zadzwonił kolejny raz, że mają opóźnienie ok 1,5h. wszystko jednak było oczywiste więc nie przejmowałam się tym zbytnio. ok 15.55 podjechał autobus tejże firmy u której ja wykupiłam bilet. Zapytałam czy jadą do Chingoli, ale okazało się że jadą tylko do Kitwe (stacja przed moim miejscem przeznaczenia). Wszystko jednak było bardzo podejrzane. zadzwoniłam zatem do przyjaciela Jeffa i zapytałam co jest grane, a on mi odpowiedział żebym się nie ruszała, autobus jest w drodze, mam czekać. No to siedzieliśmy z o.Pawłem do 17. Próbowałam się skontaktować z Jeffem ale jego, zresztą Pksu też,ani było widu, ani słychu. Po 3 min. naradzie zdecydowaliśmy wrócić do domu - ku zdziwieniu proboszcza (pochodzi z Ghany). Kiedy zapytał co się stało oznajmiłam Mu grzecznie, że ma szczęście iż nie jest Zambijczykiem bo gotowa jestem zabić pierwszego lepszego, jaki pojawi się na mojej drodze.

Pełna emocji postanowiłam, że następnego dnia wyruszam do Lusaki i próbuję odebrać moje ciężko zarobione kwacha tym oszustom!!!!
Kiedy uspokojona zajęłam się kolacją zadzwonił telefon. ku mojemu zdziwieniu był to Jeff. Spokojnie i grzeczne zapytał "Gdzie jestem? Przecież miałam czekać na stacji!!!
o zgrozo!!!! Spokojnym głosem odpowiedziałam grzecznie, że czekałam jakieś 4 godziny i nawet próbowałam się skontaktować ale ...i że chyba jest nienormalny, myśląc iż będę jechała teraz po nocy z nie wiadomo kim i czym!!!!!
Ustaliliśmy zatem, że jutro kiedy on będzie wracał spotkamy się w Kabwe i on odda mi pieniądze.
No to zobaczymy!!!!!

ach uwielbiam ten zambijski publiczny transport. Nigdy nie wiesz co może cię spotkać. Nadal jednak kultywuję moje motto "Take it easy"!!!!!

niedziela, 8 sierpnia 2010

Skleroza...

Kochani, napisałam ostatnio kilka słów co u mnie ale zapomniałam wziąć teks ze sobą z Mansy. Jak tylko do mnie dotrze wrzucę na bloga a tym czasem piszę do Was z Kabwe. Wsadziłam dziś Ewę w samolot (krzyczała i opierała się, lecz mimo tego że nabrała trochę ciała udało mi się ją wepchnąć w ostatniej chwili:); a sama ruszyłam w ostatnią podróż po Zambii by pożegnać przyjaciół. Właśnie goszczę u SVD, zatem żegnam sie z o. Pawłem. Potem w planach Chingola i ostatni etap - dotarcie do wodospadu Kalambo (drugi, najwyższy jednostopniowy wodospad w Afryce) oraz jezioro Tanganika. Potem już tylko Polska.
Olsztyniacy - Napiszcie kilka słów jak po Albanii?
Ściskam wszystkich bardzo gorąco......