czwartek, 24 lutego 2011

Po co?

„Szaty mam już spakowane,
Bóg z nieba daje mi znać
Nie płacz mamo kiedy odejdę
Widocznie musiało być tak…”



Dziś w godzinach wieczornych w parafii św. Wawrzyńca w Gutkowie (Olsztyn) odbyła się uroczysta Msza Święta w intencji księdza Marka Rybińskiego.
Kościół pełny po brzegi, wielu nie kryło łez i smutku po stracie, jaka dotknęła nas wszystkich, zwłaszcza tych, którzy mieli okazję poznać ks. Marka.
Ja jednak myśląc o Rybie mam na ustach uśmiech, bo czy ktoś pamięta Go smutnego, czy ktoś z Was ma choćby jedno zdjęcie, na którym Ryba jest zmartwiony?
Ks. Marek, „Ryba” jak Go nazywaliśmy, był dla Gutkowa jak świeża krew. Kiedy On pojawił się w Olsztynie, „z podziemi” wyszła też grupa olsztyńska MWDB (wcześniej spotykaliśmy się przy parafii na Kortowie).
Pamiętam, kiedy jako pracownik SOMu przyjechał do Olsztyna by uczestniczyć w animacji misyjnej. Bardzo podobała Mu się Warmia i na pewno nie spodziewał się, wypowiadając słowa „w sumie to mogliby mnie tu wysłać”, że przyjdzie Mu rok później pracować z nami.
…I wysłali.
Początki trudne, zupełnie inna rzeczywistość niż stołeczna praca z wolontariuszami. Zawsze powtarzał na olsztyńskich spotkaniach MWDB, że dodajemy Mu odwagi i radości do zaaklimatyzowania się w nowym miejscu. Dużo energii, dużo pomysłów, dużo wsparcia i dużo ciepła to nasz rok z księdzem Markiem.
Widzieliśmy wszyscy jak parafianie Gutkowa przyjmują Go do swojej rodziny a On odwzajemnia to uczucie dając z siebie jeszcze więcej. Dzielił się z nami tym doświadczeniem. Kiedy On tryskał radością – my razem z nim, kiedy miał problem – szukaliśmy wspólnie rozwiązania.
Plany Tunezji pojawiały się zawsze w Jego słowach, gdy tylko rozmawialiśmy o naszych pragnieniach misyjnych. Wiele razy opowiadał sen jak to „wjeżdża przez łany zboża na kombajnie by zbierać żniwo”. Łączył to właśnie z powołaniem do pracy misyjnej. I znów Pan spełnił Jego pragnienie. Przed wakacjami oznajmił nam, że udało się, że wyjeżdża na 3 lata a potem zobaczy, co Pan planuje dalej.
Dla mnie osobiście Ryba był jedną z niewielu osób na tamte czasy, od których otrzymałam wsparcie w budowaniu odwagi do wyjazdu, do poświecenia się misjom. Kiedy napisałam do Niego, do Tunezji, że udało się, że wróciłam właśnie z Albanii, że postawiłam pierwszy mały krok – napisał krótko – Jestem dumny! Doświadczając życia misyjnego człowiek staje się innym. Już od teraz wszystko będzie inaczej wyglądało.
Nasze ostatnie spotkanie było bardzo radosne. Żegnaliśmy Rybę w Gutkowie na wspólnym grilu i snuliśmy plany ponownego spotkania. Wszyscy dzieliliśmy Jego radość z wyjazdu do Tunezji.
Dziś przychodzi nam się pożegnać w chwili ciszy i smutku.
Pamiętajmy jednak o nadziei, o tym, że „prawdziwe mieszkanie mamy w niebie.”
Nie pytaj, zatem „Dlaczego?” Zapytaj lepiej, „Po co?” A zobaczysz sens tej śmierci.



Ryba, dzięki że byłeś z nami!
Niech Pan da Ci piękne niebo!!!