wtorek, 29 września 2009

"Przystanek Afryka"


Mam jeszcze dużo wolnego czasu zatem opiszę trochę Afrykę-Zambię-Lusakę, a właściwie to co udało mi się zobaczyć w drodze z lotniska do City of Hope.
Sama Lussaka nie jest bardzo wielką stołeczną miejsowością. Jedna z ważniejszych cech tego miasta jako stolicy to główna droga - Cairo Roads, która prowadzi jak sama nazwa wskazuje do... I właściwie, to można by już skończyc wyliczanie stolicznych atrakcji.
Ruch jest tu lewostronny i kierownice oczywiście po prawej stronie samochodu. Są światła drogowe, pasy dla pieszych po których nikt nie chodzi. Z tego co się dowiedziałam to niewskazane jest poruszanie się autem nocą. Wtedy można łatwo kogoś potrącić, zabić i nie ma co liczyć na to że zobaczy się białe gałki oczne czy zęby. W końcu ja też bym się nie uśmiechała wpadając pod koła samochodu:)
Zdążyłam też odwiedzic już shopa. Wszystko jest tu raczej dostępne, choć wiele rzeczy jest bardzo drogich. Zanosi sie na to, że przez najbliższe miesiące śniadania skłądać się będą z dżemów i masła orzechowego.
Pogoda póki co dopisuje. Słońce praży, choć mam wrażenie, że w Albanii bardziej doskwierał mi żar. Pewnie jest to spowodowane dość silnymi wiatrami. Lussaka jest bardzo wietrzna i jak wyjdzie się na podwórko, piach dostaje się wszędzie. Jest w oczach, w buzi, w nosie...
Czasem idąc sobie albo siedząc w altanie można spotkać wiry piaskowe. Wtedy słychać już tylko zgrzyt i trzeszczenie w buzi.
Mnie zachwyca tu przyroda, choć na razie zobaczyłam dopiero przedsmak afrykańskich krajobrazów, roślinności, zwierząt; kolorów, smaków i zapachów. Afryka "zachwyca na różne sposoby od pięknej przyrody do ukąszenia komara." Są tu przepiękne drzewa z fioletowymi kwiatami, smaczne banany i pięknie ćwirkające ptaki. Zapachy najbardziej urzekają wieczorami
kiedy powietrze jest już spokojne i troszkę chłodniejsze.
Dziś miała okazję poobserwować trochę codzienną edukację dzieci. Zajęcia oczywiście są w formie podającej, nawet w najmłodszych grupach. W szkole na terenie City of Hope uczą się mieszkające tu dziewczyny oraz dzieci z zewnątrz. Zajęcia trwają ok 2 godzin a potem jest przerwa ok 30 min podczas której dzieci jedzą posiłek - taka ala kasza manna. Po drugiej turze zajęć jest przerwa i dzieci idą do domów. Po 12 przychodzi druga grupa dzieci bo szkoła jest dwuzmianowa. Przerwy sa zazwyczaj bardzo głośne. Dzieciaki biegają, skaczą w gumę, po drzewach, wygłupiają się bawiąc w bijatyki. Czyli właściwie tak jak w polskiej szkole.
Wieczorami są zajęcia dla dziewczyn z City of Hope - odrabianie lekcji, zajęcia plastyczne, wyrównawcze, które prowadzą wolontariusze.
I tak dzień za dniem...
c.d.n.

poniedziałek, 28 września 2009

The Angel Day

Mija drugi dzień mojego pobytu w Zambii. Na razie pozostajemy w Lussace gdyż w środę uczestniczymy w pogrzebie polskiego misjonarza. Tak więc do MAnsy wybieramy się w czwartek. Dziś zakupiłam afrykański nr. Smsy na polski nie dochodzą bo nie mam roamingu, więc na razie nie piszcie.:)
Mój dzień to błąkanie się po City of Hope i poznawanie tej placówki, podpatrywanie pracy wolontariuszek, sióstr i obserwoanie dziewczyn. Dziś pomagałam Basi w zajęciach z najmłodszymi a potem obserwowałam próbę tańców. Dziewczęta przygotowują się do wystepów i uczą w tym celu tańców. Obserwując jednak ich ruchy no można nabawić się kompleksów:)
Poza tym aklimatyzujemy się z Ewą i odpoczywamy:) jeszcze
a no i czuwamy nocami bo w naszym pokoju latają i gryzą komary. A wiadomo... z tymi komarami to lepiej niż z totolotkiem, co trzeci pewnie czai się z zarodźcem malarii.
Ja jednak liczę na ubezpieczenie z nieba i Waszą modlitwę.
Dobranoc

z Czarnego Lądu

Informuję wszem i wobec ze jestem na Czarnym Lądzie. Podróz minęła spokojnie i szybko. Sprawdziłam ile czasu potrzeba by przedostać sie z jednego konca lotniska na drugi w Amsterdamie - 30 min!! Poza tym jestem zauroczona lotem w chmurach. Teraz mogę śmiało chwilic się ze byłam w niebie:)
Pierwsze uczucie? Bardzo podobało mi się jak wysiadłam w Lussace z samolotu, bo przehodzi sie przez płyte lotniska pieszo!!! Czuć wiatr i słońce Afryki. Niesamowite uczucie!!!!!
Poza tym na razie jestem w City of hope w Lussace. Dziewczyny, które już tu są - Basia i Madzia przyjęły nas bardzo serdecznie. Nawet upiekły ciasto z tej okazji.
Jeszcze większą niespodzianką było spotkanie, zaraz w niedziele po obiedzie z kim?... Z ziomalkiem z Olsztyna:) Ojcem Pawłem. No kto by pomyślał, że tak szybko się zobaczymy. Fajnie było pogadać o Olsztynie w Zambii.
W stolicy jesteśmy do czwartku, bo siostra czeka na pogrzeb polskiego misjonarza.
Doświadczam już bałaganu afrykańskiego i dzwonie po potrzebne dokumenty, których rzekomo brakuje:)
Z tego co wiem w Mansie będzie problem ze skypem tak więc pozostaje mail no i oczywiscie blog.
No to tyle na dziś.
Buziaki
Ps. Jeszcze nikt nie powiedział na mnie muzungu:)

piątek, 25 września 2009

kilka słów o posłaniu


Nie będę pisać nic o posłaniu w Gutkowie bo było ono wielkim przeżyciem dla mnie. Jak by kto chciał poczytać to zapraszam na stronę
http://www.oratorium.olsztyn.pl/


Dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną w tych ważnych dla mnie dniach, którzy wspierają mnie i polecają w modlitwach.

Dziękuję mamie Iwonki Kuczyńskiej za pamięć:). Wiem, że czyta regularnie bloga:) Dziękuję...

Człowieki dzięki że jesteście, wspieracie i podziwiacie. Ja podziwiam Was, że znosicie moje złośliwości, zapominalstwo, obrażalstwo... Przez najblizsze klika miesięcy będzie to robić jedna osoba - Ewa:) dlatego Ją też polecajcie w modlitwach.

wtorek, 8 września 2009

„Krzesełko dla królowej”


Chyba jeszcze nigdy nie usłyszałam na Mszy Św. tyle razy swojego imienia. Ciągle tylko Kasia, nasza bohaterka, nasza parafianka, wolontariuszka… Salezjanin ks. Marek Kowalski, na przemian z proboszczem mojej parafii w Łowiczku ks. Krzysztofem gratulowali i opowiadali o tym, jaka to jestem odważna, że wyjeżdżam. Na szczęście udało mi się uniknąć siedzenia na osobnym krzesełku przed ołtarzem, które przygotował specjalnie dla „bohaterki” proboszcz.:) Ach dzięki tym wszystkim śmiesznym zdarzeniom, choć na chwilkę zniknął stres.
W ubiegłą niedzielę, 06.09.2009r w kościele św. Krzyża w Łowiczku (kujawsko-pomorskie) otrzymałam w obecności parafian krzyż misyjny. Jest to niezwykłe przeżycie dla mnie, zwłaszcza, że od najmłodszych lat włączałam się w życie mojego malutkiego kościoła. Tu przyjęłam wszystkie sakramenty i moim wielkim pragnieniem było przyjąć tu krzyż misyjny.
Dobrze, że zza ołtarza, co chwila spoglądał ks. Marek i przesyłał ciepłe i budujące uśmiechy, bo łzy same płynęły do oczu. Wypełniony kościół, Msza Św. trwająca dwie godziny i zapewnienia o modlitwie ze strony wiernych przybyłych na animację uświadomiły mi, jak ważne dla parafian było moje posłanie misyjne.
Wszyscy byli rozbawieni opowieściami misyjnymi ks. Marka i zaskoczeni obecnością Afrykańczyka. Zwłaszcza, że w naszej parafii nie gościliśmy dotąd nikogo z tego kontynentu.
Jeszcze teraz pamiętam jak serce drżało przed wypowiedzeniem słów „chcę”. Trudno opisać to wszystko, co wypełniało w tamtej chwili moją duszę, mój rozum. Najbardziej jednak pamiętam, że była to wielka radość, iż pragnienie serca zostaje zaspokojone.
Wszystkim, którzy planują wyjazd polecam zorganizowanie takiego posłania w swoich parafiach rodzinnych. Dla mnie bardzo ważny był udział rodziny w tym wydarzeniu. Zwłaszcza taty, który nie łatwo przyjmuje moje „Boskie pomysły misyjne”. Myślę, że dzięki temu zrozumiał wiele spraw i przede wszystkim zauważył, że spełniam swoje powołanie właśnie w misjach.
Teraz mogę jechać już zupełnie spokojna, że tu w Łowiczku zostawiam ludzi, którzy będą modlić się za mnie i za misje.
Wszystkim Bóg zapłać!

czwartek, 3 września 2009

urlop...

1 września wszyscy wracają do szkół, wracają z urlopów do pracy a ja...?
Pierwszy dzień rocznego urlopu:) Tylko dlaczego zaraz po przebudzeniu dostaję okrponego bólu głowy? Czyżby ta cisza mi przeszkadzała, brak hałasów, śmiechu dzieci...
Teraz czas na rodzinę. Tydzień w domu to jak ułamek sekundy. Wieczorne czytanie bajek Roksance, kawa po obiedzie z mamą, przygotowanie do posłania w parafii...
Ach, tyle spraw do załatwienia... W końcu zacznę myśleć o tym, że już niedługo spędzę kilka miesięcy w Zambii. W żołądku pojawia sie co jakiś czas mały nerwowy dreszczyk. Co mam zabrać, co mam kupić? Tysiące pytań. Tysiace pożegnań każdy się przypomina co bym nie wyjechała bez jego uścisku. Dobrze jest mieć tylu przyjaciół...Przecież ilu przyjaciół, tyle uścisków, uśmiechów...

Jedno pożegnanie już za mną. Łzy w oczach, mocny przytulaniec i słowa "Trzymaj się, módl się i zdobywaj upragnione szczyty. Do zobaczenia w Albanii".