środa, 23 czerwca 2010

"Czyń dobro mimo wszystko" M. Teresa



"Jeśli czynisz dobro, oskarżą cię o egocentryzm. Czyń dobro mimo wszystko!
Twoja dobroć zostanie zapomniana już jutro. Bądź dobry mimo wszystko!". (M.Teresa)

Kasiu, jak to jest z czynieniem dobra na misjach? Ono też bywa niezrozumiane i marnowane? Czy mimo to, nadal Ci się chce?
Agatko, w końcu doczekałaś się odpowiedzi na swoje pytania. Właśnie dostałam gratis wolne popołudnie żeby odpocząć od „czynienia dobra”. To znaczy, że przychodzi czasem czas by zamknąć się na trochę w pokoju, popłakać, pomyśleć, pogadać z siostrą Zofią - o co w tym wszystkim chodzi? Wszystko w porządku, jeśli taki czas nie pojawia się zbyt często. Ja jednak chyba mieszczę się w normie.
Na początku trzeba zastanowić się, co znaczy czynić dobro? Niekiedy wydaje nam się, że robimy dobrze a wynikają z tego same problemy. Jednak Matka Teresa mówiła „Bądźcie dobrzy dla tych, wśród których żyjecie. Wolę, żebyście popełniali błędy z dobroci serca niż żebyście dokonywali cudów, nie miłując”.
Jeszcze inaczej, kiedy wkładamy wszystkie swoje siły i wszyscy mają to w nosie. No cóż wtedy pozostaje tylko „Bądź dobry mimo wszystko”.:)
Każdego dnia mamy okazję do czynienia dobra i niekoniecznie musimy wyjeżdżać na misje w tym celu. Kiedy już jednak zdecydujemy się na taki krok trzeba być szczególnie gotowym na ataki ze strony ZŁEGO. On strasznie nie lubi dobra i każdego dnia będzie szukał sposobu i metody jak zniszczyć dobro.
Czynić dobro na misjach to wykonywać swoją pracę z oddaniem, zaangażowaniem, odpowiedzialnością i uśmiechem, choćby chciało się płakać. Moja praca tutaj to przede wszystkim praca z dzieciakami. Moim życiem jest przedszkole i to w 300% oddaje każdego dnia moje siły, moje smutki i radości, moje kolejne siwe włosy Laura Pre-school w Mansie.
Na początku był szok, zwłaszcza, jeżeli chodzi o pracę z dziećmi, o system edukacyjny w Zambii, o dydaktykę przedszkolną. Wszystko tu jak w szkole, dziecko ma siedzieć i kuć na pamięć to, co nie rozumie, nie pojmuje, nie wyobraża sobie. Wtedy jednak była siostra Maura, która pomagała to wszystko zrozumieć i pokazywała, że możemy zmieniać małe rzeczy i przyzwyczajać się do tych, których zmienić nie możemy – choćby Cię „cholera jasna” strzelała.
Teraz jednak nie ma już siostry i wszystko jest pod górkę. Generalnie w przedszkolu jesteśmy obie z siostrą Zambijką odpowiedzialne za funkcjonowanie. Tyle, że siostra spędza czas w biurze na czytaniu książek i przyjmowaniu gości, z małą 10 min przerwą na pomoc przy posiłkach dzieci. Ja natomiast chodzę i poganiam nasze „Święte Krowy” do roboty. Każdego dnia trzeba przypominać, że przychodzą do pracy a nie na spotkanie, że pracują w grupie z dziećmi a nie na zewnątrz w plotkarstwie, że mamy fajne układanki, gry przygotowane przez wolontariuszy, siostrę Maurę i aby dzieci zachęcić należy z nimi usiąść czy ostatecznie położyć im na stoliku. Każdego dnia trzeba pokazywać, kto gdzie stoi na placu zabaw by troszczyć się o bezpieczeństwo dzieci, zachęcać by zrobiono coś innego na zajęciach niż kolejne powtarzanie alfabetu. Kiedy jednak tylko przestaniesz na jeden dzień, kiedy wyskoczysz do domu na szybką kawę, kiedy zajmiesz się czymś innym - wszystko lega w gruzach. Ja tu myśleć o rozwoju państwa, reformie czegokolwiek skoro nikt nie bierze odpowiedzialności za to, co robi!!!!!
Wszystkiego się odechciewa!!! Dzisiaj przyszła mi refleksja na temat wyposażenia przedszkola w środki dydaktyczne. Od jakiegoś czasu przygotowuję różne gry i pomoce do zajęć. Tyle, że dziś zdałam sobie sprawę, że nikt tego nie używa – bo się mu nie chce. Najszybciej jest napisać literę na tablicy, powtórzyć ją 100 razy i przechodzimy do pisania w zeszytach.
Siostra Dyrektor w ogóle nie ma pojęcia o pracy przedszkola, do tego ta różnica kulturowa sprawia, że często nie rozumie mnie i moich problemów, uwag. Najlepsze jest to, ze po pewnym czasie wiele z tych rzeczy, które ja zgłaszam a ona lekceważy wychodzi i tak na moje – tak jakoś Bóg kieruje, dbając o dobro moich brązowych przedszkolaków.
Czemu tak ciężko jest rozumieć dobro, jakie chce się darować? Co z tego, że siostra przełożona powie, że jest szczęśliwa z obrazków wymalowanych na ścianach w przedszkolu. Ja byłabym usatysfakcjonowana, gdyby nauczyciele wykorzystywali to do zajęć z dziećmi, bo po to je malowałyśmy.
Kiedy jednak człowiek wypłacze się już do poduszki, wyżali siostrze Zosi, wypije herbatę zrobioną przez Ewę i pomyśli o uśmiechach małych Słodasków na sercu robi się cieplej.
I znów chce się wstać rano do przedszkola, wytrzeć kolejne 90 zasmarkanych nosów, ściągnąć 90 swetrów gdy słońce praży niemiłosiernie czy przytulić 90 uśmiechniętych brązowych buziek do swojej zatroskanej białej. A kiedy jest nadal smutno, w oratorium czeka szalona grupa urwisów z Dominika, która zawsze coś spsoci, wymyśli śmiesznego czy zaśpiewa „Kasia alitemwa abanabanono” (Kasia kocha małe dzieci).
Pewnie nie ja jedna zadaję sobie pytanie – Czy warto czynić to dobro? Praca misyjna to ciężki kawał chleba i wielu wolontariuszy ma po pewnym czasie dylemat – gdzie dobro w tym wszystkim? Korzystając jednak z rady pewnej doświadczonej już wolontariuszki postanawiam - Ile jestem w stanie będę dawać dzieciakom. To dla nich jestem posłana!!! MIMO WSZYSTKO!!!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz