czwartek, 11 sierpnia 2011

Pączek urodzinowy








Kilka zdjęć Szymona


Ciągle pada...
Pogoda jest iście jesienna. Jeszcze rok temu pisaliście, że w Polsce upały jak w Afryce. I ja głupia na to wszystko nabrałam się i wróciłam... a trzeba było siedzieć w Zambii i grzać tyłeczek.
Szczerze, mam już dość tych nastrojów pogody. Jest jeszcze bardziej humorzasta niż ja. Dwa dni temu, odwołując się do żeglarskiego doświadczenia, widząc łososiowe niebo wiedziałam już, że to nie wróży nic dobrego. I tak siedzę na urlopie, robię wszędzie porządki, zapraszam lub wpraszam się sama na obiadki... Wszystko by zabić czas, a można by zrobić wiele pożytecznych rzeczy, ale od czego jest urlop.
Fajnie jest też wrócić do miłych urlopowych chwil.
Urodziny. Każdego roku spędzam je w różnych zakątkach świata. Nie pamiętam już tych spędzonych w domu, z najbliższymi. To dobra idea na przyszły rok.
Najfajniejsze urodzinki to te spędzone na koloniach, gdzie moje małe chłopaski czekali z kwiatami polnymi pod pokojem a potem cała kolonia śpiewała 100 lat, następny rok w Albanii. Shkrel - z grupą MWDB, placek od Jolandy, wspólny obiad z dziewczynami z Koplika. Rok później w Kopliku - ach, ta niespodzianka wieczorna, której się w ogóle nie spodziewałam. Jeszcze raz przepraszam Iwonko za tą bluzkę ochlapaną woskiem. I to afrykańskie przyjęcie z jedzeniem palcami.
Urodziny 2010 Zambia. To dopiero była niespodzianka. A podobno jestem osobą, która robi najlepsze niespodzianki i której nie można zrobić żadnej. Od samego rana Msza w mojej intencji, przed obiadkiem kawka z żubrówka (notabene jeden z giftów paczkowych od MWDB Olsztyn:)) z Bratem Stefanem, potem zamieszanie, wprowadzone przez s. Celeste. Po długich poszukiwaniach przełożonej, która zadzwoniła, że mnie potrzebuje a nie powiedziała gdzie jest zmierzam w kierunku ukochanego Laura Preschool. A tam...Wszyscy nauczyciele czekają uśmiechnięci na mnie i jeszcze dwie praktykantki urodzone też w lipcu. Śmiechy, tańce, zabawa, prezenty... Po przedszkolnej niespodziance chwilka z Evansem a potem już tylko słuchanie płyty, którą specjalnie na ta okazję przygotował. Tak to było coś pięknego, urodziny w Zambii.
Ognisko, dzień 25.07.2011r W bakiście jest już 5l wino na birthday party.
- A może zrobimy tutaj dzisiaj twoje urodziny - zaproponował Sowa, milej tu na dziko u Mirka, niż jutro w mieście...
No gdzie, dzień wcześniej, nie ma mowy! - odpowiedziałam.
Przysiedliśmy się zatem wszyscy do ogniska, słuchając zawodzenia ludowego naszych braci-grajków. Tylko Gosia znikała co jakiś czas, nie wzbudzając o dziwo moich podejrzeń. Do ogniska dosiadła się jakaś grupa sąsiadów, dzielących jak my żeglarskie przygody.
Kiełbasa upieczona dawno trawi się w brzuszku, kociołek przygotowany przeze mnie i Sowę chyba jeszcze dłuuuuuuuugo będzie przebywał na ogniu, co zniechęca moje zainteresowanie smakowe zawartością. Po dniu pełnym wrażeń żeglarskich ogarnia mnie zmęczenie.
- Idę spaś Gosiaczku - oznajmiłam Małej Mi krótko przed 24, kiedy już wróciła do ogniska z wyjaśnieniem, że była po coś dla Mirka we wsi - nadal nic nie podejrzewam.
- Poczekaj jeszcze chwilkę, spróbujemy kociołka i też zmykam - odpowiedziała Mała Mi.
- No, niech już Ci będzie - pomyślałam w duchu i położyłam głowę na kolanach.
Kiedy ją podniosłam wszyscy w pozycji stojącej zaintonowali 100 lat. Minęło chyba z 5min zanim myśląc w międzyczasie czy chce mi się wstać i śpiewać z nimi, dotarło do mnie, że to dla mnie ta pieśń.
- Ja cię Lorkosia zamorduje!! - pomyślałam, chowając znów głowę w kolana i pozwalając by kilka łez spadło na moje spodnie.
To kolejne urodziny, tym razem w scenerii żeglarskiej, kto by pomyślał!
Co było dalej, chyba się domyślacie...
Trzeba było zdmuchnąć świeczkę z tortu - pączka (wyjaśnienie: Gosia szukała we wsi świeczki, a pączek był prezentem od Mirka), przyjąć życzenia od jakiś 25 osób i podzielić się z nimi tortem-pączkiem. Nie wiem jak to się stało, ale większość skosztowała tortu-pączka i nawet dla mnie został solidny kawałek z dżemem.
Niespodzianka Gosi i reszty ekipy, pierwsze uściski i przełamanie lodów z Fazim i zabawa przy 5l winie (opowieść tylko dla najbliższych) - tak przebrnęłam przez kolejny próg życia, 29 lat.

Dziś, robiąc porządki, wygrzebałam kartki urodzinowe z Zambii - to z tej okazji jest post o urodzinach.
Ach, jak ja bardzo tęsknię za Afryką...
Jak bardzo tęsknię za misyjnymi szlakami...
Jak bardzo tęsknię za ludźmi, których Bóg postawił tam na mojej drodze...

A w Olsztynie...Ciągle pada...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz