piątek, 13 sierpnia 2010

Bus is coming c.d.

Pisze tym razem z Chingoli co oznacza ze dotarlam. Smiejemu sie wszyscy, ze chyba pobilam rekord bo, droge ktora mozna pokonac w 4 godziny ja przebylam w dwa dni.
Wroce zatem do Kabwe. Nastepnego dnia z samego rana napisalam do Jeffa by zapytac jak sie maja moje sprawy. Jasnie Pan raczyl odezwac sie okolo 11, ze przekazal pieniadze kierowcy, ktory wraca do Lusaki. Od razu zadzwonilam do tego kierowcy by sie z nim umowic w Kabwe i zgadnijcie co on mi odpowiedzial...
- I just passed Kabwe (wlasnie oposcilem Kabwe).
To byl moment przez ktory zaczelam sie zastanawiac czy ja na pewno mam do czynienia z normalnymi ludzmi. Zaczelam krzyczec ze chyba jest glupi...i rozne inne takie...Odpowiedzial mi, iz to z Jeffem jest problem. Grzecznie juz stwierdzilam ze to firma powinna nazywac sie problem.
Kierowca zakomunikowal mi ze nie wie co dalej i ze musi skontaktowac sie z Jeffem. Ja tez napisalam do "mojego przyjaciela Jeffa" ze nie mam zamiaru jechac po pieniadze do Lusaki i czekam tylko do 14.
Godz 12.25 dzwoni Jeff - Autobus z Lusaki wlasnie wyruszyl i kierowca ma dla ciebie pieniadze.
Ok 14 pojawilam sie na tym samym przystanku busow na ktorym czekalam poprzedniego dnia 4 godziny. Autobus przyjechal.
Kierowca zakomunikowal,ze ma dla mnie kase od Jeffa ale ma tez wolne miejsce dla mnie w autobusie. Podziekowalam i stwierdzilam ze skorzystam ale nie za normalna cene. Kazano mi wsiasc i zaczekac.
Wsiadlam i zajelam miejsce, gdyz chetnych bylo bardzo duzo. Postanowilam powalczyc zeby mi troche pieniedzy oddali.
Sama podroz mijala bez wiekszych atrakcji az do moementu kiedy dotarlismy do Kitwe (ostatni przystanek przed Chingola, jakas godzina drogi).
No wiec w Kitwe kazano nam wysiasc i powiedziano ze autobus nigdzie nie jedzie dalej.
No adrenalina wskoczyla mi na najwyzszy poziom zdenerwowania, jaki mam zaprogramowany. Juz dawno mnie tak nikt nie doprowadzil do granic mojej anielskiej cierpliwosci, ktora rozwijalam przez caly rok tutaj. Co najlepsze 5 min wczesniej ten sam kierowca klamal mi w oczy ze jedziemy tym samym pksem do samego konca.
Pierwsze co zapytalam o moje pieniadze od Jeffa. Oczywisce driver zasmial sie ze przeciez mnie wzial, to pieniadze te sa za przejazd. Zaczelam na niego wrzeszczec i przeklinac po Polsku ze sa idiotami bo za dzien spoznienia biora ta sama cene. Wszystko jednak na darmo...Bylam sama w ciemny wieczor w Kitwe... Co ja biedna muzungu moglam zrobic, tylko ich wyzwac.
Ostatecznie wsadzono mnie do busa jadacego do Chingoli i zaplacono za moj przejazd.
Zrezygnowana i wkurzona na maksa wykrzyczalam tylko do ludzi w busie zeby nie korzystali z linii RK MOTORWAY BO TO OSZUSCI.
Cala i zdrowa dotarlam do mojego celu po dwoch dniach przebojow z transportem publicznym. Tak sie zastanawiam czy nie zostac bojownikiem ludu zambijskiego w walce o prawa konsumenckie - specjalizacja:transport publiczny!!!! Zobaczymy!!! Czeka mnie jeszcze droga powrotna.
Tym czasem Kuba, polski wolontariusz z Krakowa pokazuje mi fajne miejsca w Chingoli.
Do uslyszenia...
Wracam jutro do Lusaki wiec prosze o modlitwe w intencji spokojnej i bezpiecznej drogi!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz