wtorek, 28 grudnia 2010

Zabieganie i zmęczenie...




"Każdy z Was tu zgromadzony, wie że świąt nadejdzie czas. Zabieganie i zmęczenie wkrótce też ogarnie nas..."

I wszystko, jak w wierszyku, sprawdziło się dokładnie. Ostatni tydzień przed świętami był naprawdę męczący. A miało być tak pięknie...Obiecałam sobie, że przystopuję, że usiądę, że pomyślę i przeżyję ten czas ostatnich chwil adwentowych w atmosferze wyciszenia. Nie udało się:(
Nie był to jednak stracony czas.

W poniedziałek i wtorek udało się dokupić ostatnie prezenty i złożyć wizyty najbliższym znajomym. Owocem tego są uśmiechy na twarzach moich bliskich z trafionych upominków oraz zaproszenie na ślub, jakie otrzymałam od Madzi i Jana. Dostałam też od nich mały upominek w barwach afrykańskich - ramka w kształcie żyrafy i zdjęcie dwóch zabawnych "MAłpiszonków" w ramce - DZIĘKUJĘ
W środę, po godzinnej przeprawie przez miasto trasą Nagórki-Zatorze, dostałam się do radia, gdzie czekały na mnie dwie bardzo sympatyczne i uśmiechnięte osoby: pani Monika i Filip. Udało nam się sprawnie i szybko nagrać wywiad, który był emitowany w Niedzielny poranek w "Dziecinadzie".
W środę gościłam też na Kółku Misyjnym w SP 25 w Olsztynie. Tematem spotkania były misyjne kartki świąteczne oczywiście o tematyce afrykańskiej. Uwielbiam spotkania z dziećmi. Dzieciaki chętnie też pytali o zeszłoroczne święta spędzone w Zambii. Nasza twórcza radość zaowocowała przepięknymi pracami, które możecie zobaczyć na zdjęciach.
W czwartek przed Bożym Narodzeniem przypomniałam sobie jak to było rok temu w Mansie. Szczególnie wróciły obrazy z Wigilii, kiedy to siostra poprosiła mnie o udekorowanie kaplicy. Pamiętam, jak byłam wystraszona...Przecież ja tego w życiu nie robiłam. W tym roku, już z małym doświadczeniem, chętnie i bardziej odważnie pomogłam siostrze Franciszce zrobić żłóbek w naszym kościele na Nagórkach.
I tak po 3,5 godzinach pracy w przedszkolu w piątek ruszyłam do domku. Oj wielkie zdziwienie mnie ogarnęło,kiedy wjechaliśmy na drogę powiatową prowadzącą do mojej wsi. Odcinek, który można pokonać w 15 minut zajął nam prawie godzinkę. Wyglądało to mniej więcej jak droga buszowa po porze deszczowej, tyle że samochód tańczył po śliskiej a nie zabłoconej nawierzchni.

Za to w święta wyszło całe to bieganie...
Śpiąca Królewna przy mnie to nic...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz