czwartek, 25 marca 2010
Wizytacja
Ach jaka cisza, jaki spokój. Wszystko wraca do normalnego rytmu. Miało być, co prawda o dawaniu dobra, ale to będzie specjalne wydanie postu w związku z wizytą władz warszawskiego Ośrodka misyjnego w Zambii a konkretnie w Mansie – choć trochę czasu już minęło, ale rozumiecie trzeba było ochłonąć.
1. Oczekiwanie
Już od dawna ptaszki ćwierkały i węże syczały, że podobno ksiądz Roman przylatuje do Afryki. Nikt jednak do ostatniej chwili nie wiedział, w jakim celu i jaki jest konkretnie plan wizytacji. Czekała nas, zatem niespodzianka. Kilka dni przed wylotem przyszedł mail z ośrodka, czy coś nie potrzebujemy, bo ksiądz dyrektor wybiera się do nas. Oczywiście pojawiła się cała lista potrzebnych rzeczy, z których należało wybrać te najbardziej przydatne. Jeżeli chodzi o mnie to był to kisiel, taśma klejąca i trochę kleju, wcale nie do wąchania tylko do pracy z dzieciakami.
2. Przywitanie
Pierwsze dni Rodacy – ksiądz Roman i ks. Marek spędzili w Zimbabwe. Nie bardzo chcieli opowiadać o tej wizycie, więc domniemamy, że świetnie tam się bawili.:) Potem czas z dziewczynkami (Basieńką i Madzią) w City of Hope i przyjazd do Mansy. Ach, jaka była radość, kiedy siostra przekazała nam, że dziewczyny też przyjeżdżają!!! Była okazja posprzątać pokój gościnny Misjonarz to człowiek szalony, zatem należało odpowiednio przygotować się na powitanie gości w Mansie. Wypieki zajęły jakieś dwa dni, ale warto było, gdyż pierwszy raz w życiu wyszedł mi taki dobry biszkopt. Zakupy, pranie, sprzątanie i to wszystko z radością i niecierpliwością na spotkanie z naszymi Ziomalami. Kiedy zastanawiałam się, co jeszcze szalonego wypadałoby zrobić Duch Święty przyszedł z pomocą myślom a Ewa wykonaniu pomysłu. Możecie sami podziwiać na zdjęciu. W końcu udało nam się zostać 100% Afrykankami. Na reszcie upragniony brązowy kolor skóry i już nikt nie ma prawa mówić Muzungu!!! Goscie zostali przywitani przez dwie bardzo sympatyczne Afrykanki, a ksiądz Roman przeszedł pomyślnie chrzest misyjny zjadając ze smakiem i kwaśną miną katapilar. Nawet nasze dzieciaki były zaskoczone i rozbawione widząc nas czarne.
3. Dzielenie się
Czasu było niewiele a planów mnóstwo. W niedzielę visitors uczestniczyli w Mszach Świętych a potem zostali wywiezieni do buszu. Tam czekało ich gorące przywitanie. Z wypowiedzi wynikało, ze to był najbardziej wzruszający punkt wizytacji w Afryce, wizyta na jednej ze stacji misyjnych w okolicach Mansy. Ksiądz Roman w podzięce za pomoc w budowie kościoła na tejże stacji otrzymał dwie kury. Zastanawiam się tylko czy kury dotarły do Somu. Ksiądz Roman wracał zaraz na spotkanie wolontariuszy w Warszawie, zatem muszę zrobić wywiad czy na obiad w niedzielę był kurczak. Po powrocie z buszu i krótkim odpoczynku w końcu znalazł się czas dla nas, wolontariuszy. Była okazja poplotkować, co w Polsce, co u innych, „wyspowiadać się z grzechów i wypadków przy pracy”. Wieczorem bardzo wesoła kolacja u sióstr. Jedna z nich miała urodziny i uczciliśmy to pysznym jedzonkiem oraz śpiewami polskimi. Ksiądz Dyrektor akompaniował na gitarze a brat Stefan nieśmiało ruszał bioderkami w rytm muzyki.
4. Dzień Kobiet
Nie było gerberów ani goździków, ale za to była Msza Święta po polsku i czekoladki. Nasi „Muszkieterowie” – tak nazwałyśmy księdza Marka, Romana i Zygę czekali już w drzwiach żeby złożyć nam życzenia. My trochę spóźnione (ok. 10 min). Na wstępie usłyszałyśmy – „Idą nasze Afrykanki”, ale potem było już bardzo sympatycznie. Ach, wzruszający dzień. Jeden z Muszkieterów odważył się nawet mnie podnieść i zakołować. Po Mszy Świętej śniadanko u naszych fatherów.
5. „Sen księdza Romana”
Ksiądz Roman jak przystało na prawdziwego kontynuatora Janka Bosko miał w Mansie sen. Śniło mu się wiele rzeczy, ale jedna szczególnie przykuła jego uwagę, a nawet przyprawiła o pewnie straty. Otóż głównym bohaterem snu był szczur, który zaatakował ks. Romana rzucając się niespodziewanie na Niego. Interpretując sen można by podejrzewać, że tym szczurem jest któryś z wolontariuszy, czając się i szukając okazji by dopaść i zatopić swe ząbki w ciele ks. Dyrektora. Tylko, który to wolontariusz….? Księże Romanie zalecam środki ostrożności.
6. Kolacja i pożegnanie
Miłą niespodzianką była kolacja z naszymi gośćmi. Głównym daniem była pizza. I przyznam musiała być całkiem niezła, bo nawet ksiądz Michał pochwalił, a to rzadkość Tym sposobem, pizzą i szalonym przywitaniem wpadłyśmy z Ewą na pierwsze miejsce w rankingu wolontariuszek
7. Kilka ważnych słów
Cała wizyta była bardzo ważna dla nas, mi jednak szczególnie zostały w głowie pewne słowa księdza Dyrektora, za które bardzo dziękuję. Dodały mi one otuchy i pozwoliły częściej się uśmiechać.
„Krzesło, stół da się naprawić, a człowieka da się przeprosić”. Ważna lekcja dla mnie.
Kochani z okazji Świąt Wielkiej Nocy życzę wam dużo radości. Ja tym razem wybieram się do buszu. Spędzę tam ok. 2 tyg, bez wody bieżącej, prądu, sieci komórkowej. W końcu zasmakuję prawdziwej Afryki!!!! Pracownicy śmiali się, że jak wrócę będę prawdziwą Afrykanką. Polecajcie tylko w modlitwach żeby moskity nie były za bardzo głodne.
Do usłyszenia w kwietniu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz