sobota, 31 grudnia 2011

Co przyniesie Nowy Rok?


Ps. Jeżeli nic nie zmieni się w naszym życiu - Ja i moja najdroższa koleżanka Anna - ta w niebieskim - Sylwester 2042



Za oknem słychać wystrzały petard już od kilku dni. Wczoraj jeden z przedszkolaków spotkawszy mnie w sklepie spytał czy mam już szampana na Sylwestra? A ja wciąż nie mogę uwierzyć, że to już koniec roku. Przecież tak niedawno byłam na sylwku u mojej siostry Kunczity, jak to się stało, kto majstrował przy zegarkach, kalendarzach, kto steruje czasem??? Jeżeli wiecie, proszę zmuście go by trochę zwolnił bo ja już nie nadążam!!!!
Siedzę w swoim m1, patrzę a za oknem moja albańska gwiazda króluje na niebie. W oddali piękne odcienie fioletu i granatu świadczące o tym, że Słońce już też poszło kąpać się przed zabawą noworoczną. Pewnie leniwie i z wielkim kacem wstanie jutro by przywitać 1 stycznia 2012r.
W bloku naprzeciw większość oświetlonych okien to łazienki. Zaparowane od sylwestrowych kąpieli okna, szybciej obracające się liczniki od włączonych suszarek, prostownic i żelazek nie nadążają sapiąc zmęczone. Niech żyje Bal!!!
Zastanawiam się nad minionym rokiem. Był wyjątkowo owocny. Wiele nagród i wyróżnień zdobytych jako Katarzyna Kobusińska nauczycielka w Przedszkolu Miejskim nr 31 udowadniają że rozwój zawodowy możliwy jest wszędzie, nawet w roli "przedszkolanki" (jak ja nie cierpię tego określenia).
Podobnie w rozwoju duchowym. Rekolekcje REO i Fundament pokazały jak szczególną osobą jestem dla Boga, jak zostałam wybrana i ukochana, jak jestem silna i odważna.
Poznałam w tym roku wiele wyjątkowych ludzi, których Bóg postawił na mojej drodze ze szczególnym planem. Okazało się że mam kolejnego brata - Piotrek wyznał mi ostatnio miłość braterską.
Wszystko pasmo sukcesów i nawet jest radość i satysfakcja. Jest też niepokój i łza w oku, że nadal nie czuję by to było moje miejsce. Kolejny rok doświadczam poczucia, że jest radość ale nie ma szczęścia.
I czuję to w sercu!!! To będzie wyjątkowy rok!!! To będzie mój rok!!!!

Życzę Wam przede wszystkim byście znaleźli swoje miejsca, byście mieli poczucie że to co robicie to Wasze powołanie, źródło szczęścia ziemskiego!!!

Ba Kasia

piątek, 16 grudnia 2011

"Odwagę zbierz"

"Odwagę zbierz, nie wątp lecz wierz.
Miej wolę godną męża.
Gdyś w boju już, spiesz w bitwy kurz
i niech twój czyn zwycięża" (G. Kirshensteiner)

Odwagi mi trzeba, wielkiej odwagi!!!!!!

niedziela, 11 grudnia 2011

Pamięć serca

Podobno wielcy mistycy używali pojęcia "pamięć serca" na określenie wielkiej tęsknoty do czegoś...
Źródłem tego jest nasza wielka tęsknota za Edenem, który człowiek opuścił z chwilą grzechu.
Moja pamięć serca otwiera się dziś na dźwięki i zapachy Afryki, pracy misyjnej, na tą niesamowitą relację z Bogiem, którą nawiązałam wtedy, jak nigdy.
Kiedy myśli powracają do tego czasu struna serca drży jak by mocniej...

W sercu "Pieśń misji", w głowie pieśń Stróżów Poranka "w życiu dróg wiele jest, którą wybrać jak iść..."

Cisza, cisza, cisza...Tylko w ciszy słychać wyraźnie którą wybrać, jak iść.

sobota, 10 grudnia 2011

Szlachetna paczka

10.12.2012r
ale ten czas pędzi!!!
Od ostatniego postu minęło już trochę czasu i jeszcze więcej wydarzyło się. Nie będę opisywać co. Sama tego nie ogarniam, więc po co męczyć innych. Generalnie mamy czas Adwentu, radosnego oczekiwania. Większość praktykujących Katolików pewnie ma ambitne postanowienia nie jedzenia słodyczy, nie picia alkoholu czy zrezygnowanie z zakupów sobotnich:) Ja w tym roku nie wysiliłam się za bardzo. W sumie to tylko z telewizji w piątek zrezygnowałam i to nawet bez konkretnej intencji. Jakoś nie mogłam znaleźć odpowiedniego wyrzeczenia. Może powinnam sobie postanowić że pomimo wszystko będę radosna!!!! To byłoby dość trudne.
Swoją drogą ostatnio usłyszałam od pewnej osoby ciekawą teorię. Kiedy zapytałam go o postanowienia adwentowe, odpowiedział, że On sam jest takim cudem dla Pana Boga, że nie potrzeba Mu żadnych postanowień by Bóg wiedział jak bardzo jest uwielbiony.
Trochę z braku koncepcji postanowiłam się podpisać pod to:)
Dostałam kilka dni temu życzenia z okazji Dnia Wolontariusza. Moja odpowiedź była następująca: "Nie obchodzę już tego święta".
I co....
Właśnie dziś zupełnie niespodziewanie uczestniczyłam jako wolontariusz w akcji "Szlachetna Paczka". To było niesamowite patrzeć ilu jeszcze ludzi dobrej woli jest w naszym mieście. Rodziny, firmy, znajomi składają się by podarować uśmiech innym.
Byłam świadkiem prezentów w postaci nowych pralek, łóżek, ubrań, środków czystości. To przechodziło wszelkie moje oczekiwania...Moje, starej, wieloletniej wolontariuszki.
A za oknem słońce chowa swą twarz przykrywając się szara chmurą i rysem lasu.

Wczoraj kolejna radosna wiadomość!!!! Kolejne, Nowe Życie w drodze... Uwielbiam takie wiadomości.

W najbliższym czasie Święta Bożego Narodzenia. To już drugie od kiedy wróciłam z Zambii. Nadal wracam do tych spędzonych na Gorącym Lądzie. "Na pasterkę w sandałach". Hm...jak tak dalej pójdzie to powtórzę tą akcję jeszcze w tym roku w Polsce, bo śniegu i mrozu ani widu, ani słychu.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Tydzień z Duchem Świętym

Pan Bóg prowadzi mnie ostatnio tajemniczymi dla mnie ścieżkami i odkrywa przy tym wielkie sekrety Swojej Miłości. Wakacje każdego lata są jedyne w swoim rodzaju.
W tym roku są jeszcze bardziej niesamowite niż te dotychczas.
Napiszę krótko. Może kiedyś znajdę natchnienie dać dłuższe świadectwo.
Raduje się dusza ma a serce przepełnione jest odwagą. Pan zabrał lęk a wlał dary Ducha Świętego. Mogę dziś śmiało wziąć skrzydła jutrzenki i pobiec na krańce mórz. Wiem, że i tam Jego ręka będzie mnie wiodła i dosięgnie mnie Jego prawica.
A wszystko w nagrodę, że oddałam Mu całe moje życie.
Kochani, ja wcale nie zwariowałam, ja doświadczyłam przez ostatni tydzień tyle miłości od Boga i innych ludzi ile nie dostałam jej przez 29 lat. Jestem upojona tą miłością jak młodym winem.
Dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną, którzy otwierali swoje serca na mnie, którzy dzielili ze mną łzy i radości...

Chwała Panu!!!!

czwartek, 11 sierpnia 2011

Pączek urodzinowy








Kilka zdjęć Szymona


Ciągle pada...
Pogoda jest iście jesienna. Jeszcze rok temu pisaliście, że w Polsce upały jak w Afryce. I ja głupia na to wszystko nabrałam się i wróciłam... a trzeba było siedzieć w Zambii i grzać tyłeczek.
Szczerze, mam już dość tych nastrojów pogody. Jest jeszcze bardziej humorzasta niż ja. Dwa dni temu, odwołując się do żeglarskiego doświadczenia, widząc łososiowe niebo wiedziałam już, że to nie wróży nic dobrego. I tak siedzę na urlopie, robię wszędzie porządki, zapraszam lub wpraszam się sama na obiadki... Wszystko by zabić czas, a można by zrobić wiele pożytecznych rzeczy, ale od czego jest urlop.
Fajnie jest też wrócić do miłych urlopowych chwil.
Urodziny. Każdego roku spędzam je w różnych zakątkach świata. Nie pamiętam już tych spędzonych w domu, z najbliższymi. To dobra idea na przyszły rok.
Najfajniejsze urodzinki to te spędzone na koloniach, gdzie moje małe chłopaski czekali z kwiatami polnymi pod pokojem a potem cała kolonia śpiewała 100 lat, następny rok w Albanii. Shkrel - z grupą MWDB, placek od Jolandy, wspólny obiad z dziewczynami z Koplika. Rok później w Kopliku - ach, ta niespodzianka wieczorna, której się w ogóle nie spodziewałam. Jeszcze raz przepraszam Iwonko za tą bluzkę ochlapaną woskiem. I to afrykańskie przyjęcie z jedzeniem palcami.
Urodziny 2010 Zambia. To dopiero była niespodzianka. A podobno jestem osobą, która robi najlepsze niespodzianki i której nie można zrobić żadnej. Od samego rana Msza w mojej intencji, przed obiadkiem kawka z żubrówka (notabene jeden z giftów paczkowych od MWDB Olsztyn:)) z Bratem Stefanem, potem zamieszanie, wprowadzone przez s. Celeste. Po długich poszukiwaniach przełożonej, która zadzwoniła, że mnie potrzebuje a nie powiedziała gdzie jest zmierzam w kierunku ukochanego Laura Preschool. A tam...Wszyscy nauczyciele czekają uśmiechnięci na mnie i jeszcze dwie praktykantki urodzone też w lipcu. Śmiechy, tańce, zabawa, prezenty... Po przedszkolnej niespodziance chwilka z Evansem a potem już tylko słuchanie płyty, którą specjalnie na ta okazję przygotował. Tak to było coś pięknego, urodziny w Zambii.
Ognisko, dzień 25.07.2011r W bakiście jest już 5l wino na birthday party.
- A może zrobimy tutaj dzisiaj twoje urodziny - zaproponował Sowa, milej tu na dziko u Mirka, niż jutro w mieście...
No gdzie, dzień wcześniej, nie ma mowy! - odpowiedziałam.
Przysiedliśmy się zatem wszyscy do ogniska, słuchając zawodzenia ludowego naszych braci-grajków. Tylko Gosia znikała co jakiś czas, nie wzbudzając o dziwo moich podejrzeń. Do ogniska dosiadła się jakaś grupa sąsiadów, dzielących jak my żeglarskie przygody.
Kiełbasa upieczona dawno trawi się w brzuszku, kociołek przygotowany przeze mnie i Sowę chyba jeszcze dłuuuuuuuugo będzie przebywał na ogniu, co zniechęca moje zainteresowanie smakowe zawartością. Po dniu pełnym wrażeń żeglarskich ogarnia mnie zmęczenie.
- Idę spaś Gosiaczku - oznajmiłam Małej Mi krótko przed 24, kiedy już wróciła do ogniska z wyjaśnieniem, że była po coś dla Mirka we wsi - nadal nic nie podejrzewam.
- Poczekaj jeszcze chwilkę, spróbujemy kociołka i też zmykam - odpowiedziała Mała Mi.
- No, niech już Ci będzie - pomyślałam w duchu i położyłam głowę na kolanach.
Kiedy ją podniosłam wszyscy w pozycji stojącej zaintonowali 100 lat. Minęło chyba z 5min zanim myśląc w międzyczasie czy chce mi się wstać i śpiewać z nimi, dotarło do mnie, że to dla mnie ta pieśń.
- Ja cię Lorkosia zamorduje!! - pomyślałam, chowając znów głowę w kolana i pozwalając by kilka łez spadło na moje spodnie.
To kolejne urodziny, tym razem w scenerii żeglarskiej, kto by pomyślał!
Co było dalej, chyba się domyślacie...
Trzeba było zdmuchnąć świeczkę z tortu - pączka (wyjaśnienie: Gosia szukała we wsi świeczki, a pączek był prezentem od Mirka), przyjąć życzenia od jakiś 25 osób i podzielić się z nimi tortem-pączkiem. Nie wiem jak to się stało, ale większość skosztowała tortu-pączka i nawet dla mnie został solidny kawałek z dżemem.
Niespodzianka Gosi i reszty ekipy, pierwsze uściski i przełamanie lodów z Fazim i zabawa przy 5l winie (opowieść tylko dla najbliższych) - tak przebrnęłam przez kolejny próg życia, 29 lat.

Dziś, robiąc porządki, wygrzebałam kartki urodzinowe z Zambii - to z tej okazji jest post o urodzinach.
Ach, jak ja bardzo tęsknię za Afryką...
Jak bardzo tęsknię za misyjnymi szlakami...
Jak bardzo tęsknię za ludźmi, których Bóg postawił tam na mojej drodze...

A w Olsztynie...Ciągle pada...

sobota, 6 sierpnia 2011

"Początkującego żeglarza pieśń radosna"


"Kto mnie weźmie na łódkę,
Kto mnie weźmie na wodę,
Chociaż staż mój jest krótki,
To ja chętnie pomogę."

Kto mnie wziął na łódkę? Gosia - Mała Mi. Ta to ma szalone pomysły, nie ma chyba dziury do której by nie weszła, albo pomysłu który by nie zrealizowała:) Nie ma też cenniejszego dla mnie człowieka, od Lorkosi. Podczas jednej z kolejnych kawek w naszym codziennym przedszkolno-olsztyńskim świecie powiedziałam: Wiesz Gosia, z chęcią popłynęłabym w rejs.
Kilka miesięcy później zgrałyśmy terminy urlopów i zacumowałyśmy na łódce kapitana Pawła - przyjaciela Gosi. Wspomnę tylko, że Gosia ma już morskie doświadczenie żeglarskie, ja póki co mazurskie.
Chcąc wejść w klimat żeglarski rejsu Mazury 2011 konieczne jest poznanie załogi. W głównej mierze to załoga, zaraz po pogodzie, decyduje o wrażeniach, doświadczeniach i radości żeglarskiej.
Powyżej ekipa naszego Tango (rodzaj gatunkowy łodzi). Kapitan Sowa,imię gatunkowe Paweł, to przesympatyczny i opalony na słodkiego Mulata mężczyzna, wieku nie zdradzę. Jego życiem jest pływanie od portu do portu i to nie tylko na jeziorach ale i morzach naszej planety. Większość czasu spędza w łodzi a w wakacje oddaje się całkowicie pracy instruktorskiej, czyli uczeniu takich jak my że linki na łodzi to nie kolory ale konkretne zastosowanie (zatem zielona linka to ...topenanta, przynajmniej na łodzi Sowy:) i nie ważne do czego służy, najważniejszy jest kolor:)
Kapitan na zdjęciu ma okulary. Wszystkim uczestnikom szkolenia przypominam, iż tylko On może używać nazwy gatunkowej - siostra Czitenga. Można by o Nim jeszcze wiele pisać, warto jednak wspomnieć że Jego cierpliwość do uczniów, zwłaszcza płci żeńskiej jest iście anielska.
Kolejny załogant w okularach słonecznych to właśnie Mała Mi. Cóż, nie będę tu się rozpisywać. Obiecuję, jak tylko uzyskam zgodę że poświecę tej osobie więcej miejsca na moim blogu. Dodam tylko, że dzięki Lorkosi jestem coraz bardziej odważniejsza w kroczeniu przez życie i jest Ona jedną z niewielu osób w moim otoczeniu, która akceptuje, zachęca do rozwijania i dzieli moje afrykańsko-misyjne pragnienia.
Patrzę na zdjęcie i zastanawiam się dlaczego Karolcia przytula aż dwóch mężczyzn - Szymona i Dżordża - zachłanność kobieca nie zna granic:)
Karolina i Szymon - odlotowe małżeństwo z Wrocławia. Potrafią ugotować pysznie i wszystko, choć nie sprawdziłam ich w kuchni afrykańskiej. Spotkanie z Nimi spowodowało, że częściej zaglądam na Naszą Klasę. Spokojni choć szaleni, poukładani choć chaotyczni, rozrywkowi choć z nutą dystansu...Ten czas z nimi był naprawdę owocny i ta ciekawość dotycząca brewiarza...Spędzając czas z Karolcią znalazłam kilka cech wspólnych, zwłaszcza potrzebę wydalenia swoich negatywnych emocji za pomocą słonych łez. Szymon, niezwykle mądry facet, kocha fizykę i logiczne myślenie. Wszystko próbuje zrozumieć. Ja jednak nie potrafiłam zrozumieć dlaczego rzuca książkami podczas egzaminów? Czyżby chciał ściągnąć na siebie uwagę egzaminatorów by ocalić resztę grupy? Cóż za empatia!!!! Dziękuję Szymek.
Ach Dziobaski (nazwa gatunkowa od miejsca zamieszkania na łodzi - dziób) mam nadzieję, że Was jeszcze zobaczę.
Marek. Napiszę krótko - "Cicha woda brzegi rwie..."
Znana jest juz ekipa rejsu, kolejne żeglarskie opowieści w druku... Myślę, że będą o urodzinach...

"Pływanie to nie taka trudna sprawa,
Pływanie to nie taka trudna rzecz,
Bo jak wiatr z tyłu będzie w żagiel dmuchać,
To wtedy łódź do przodu musi przeć."

Ps. Wszystkie zdjęcia z wyprawy żeglarskiej Mazury 2011 są zrobione przez Szymona.
JA aparat miałam, ale chęci do robienia zdjęć żadnych.